Zima. Bunt Dwulatki. Czasem mąż (ależ ze mnie dyplomata :)). Oporne studenciaki. Brak kasy. Zbędnych kilogramów trzy tony. Pranie. Prasowanie. Rozwieszanie. Zmywanie. Gotowanie. Co robić, żeby nie zwariować? Co robić, kiedy wszystko wkurza?
Na ogół pomaga joga. Czekolada z orzechami lub, ostatnimi czasy, milka z karmelem (aaaa!). Czytanie lub słuchanie książek. Wszystko byłoby git, gdyby nie wymuszona wyjazdem instruktorki przerwa w jodze. Wiem, mogę ćwiczyć w domu. Jednak obawa przed tym, że szanowny małżonek pęknie ze śmiechu, widząc mnie w pozycji krowy czy innego węża, sprawiła, że musiałam chwilowo znaleźć substytut. Jaki? Nazywam to "popołudniową rundką odstresowującą". Możecie się śmiać. Bo to nie żaden wypad do kosmetyczki ani na kawę. To powolne popołudniowe zakupy. Z dużym naciskiem na powolne. Takie, które pozwalają na zastanowienie się, czy wolę ogórki szklarniowe czy gruntowe, zamiast biegu za Papasiątkiem, które już w koszyku ma 5 serków, 3 paczki chrupek i 4 jajka z niespodzianką. Takie, które pozwalają na pogadanie o pierdołach z ekspedientką, na wstąpienie do osiedlowego sh i przymierzenie sukienki w groszki. Bez biegu. Wiecie, że działa? Rodzina też jest zadowolona. Gorąco polecam. To prosty przepis na już.