środa, 4 września 2013

Zośka

To chyba był TEN czas. Lenusiak miewał różne lalki. Miał też wózek. Wózek, częściej niż do spacerów, wykorzystywany był do wszelakich usług transportowych, bywał windą dla kota Paska (vel. Miaucziego),  częściej leżał do góry kołami niż "zwyczajnie" jeździł. Żadna lala, z kolei, nie była w stanie przepędzić z wózka, jak też i z serca Leny, wspomnianego kociaka. Zośce się udało. Zośka, która zamieszkała z nami w dniu trzecich urodzin szanownej córy, ma za sobą nawet pierwszą przejażdżkę tramwajem. Gościówa. 



P.S. Jak się domyślacie, po napisaniu wczorajszego posta i kilku głębszych...oddechach, wrzesień zaczął wyglądać bardziej (o zgrozo!) różowo.

wtorek, 3 września 2013

O wrześniu.

Bo wrzesień, zgodnie z oczekiwaniami, nie przyniósł nam nic. Tylko rozmowy: "Mamo, dlacego ja nie idę do psedskola?" "Podoba mi się ten nas psedskol, wies? Chciałabym tam chodzić" "Córeczko, w Krakowie mieszka bardzo, bardzo dużo dzieci, wszystkie chcą iść do przedszkola. Jest bardzo dużo chętnych, dlatego trzeba dłużej poczekać" "Wsyscy chcą iść do tego psedskola, co ja? To niech idą do innego." Rozmowy toczone codziennie. Być może, w efekcie codziennie słyszanych pytań od znajomych osób "czy już idzie", "czy chce iść", "dlaczego nie idzie".  A mi się robi smutno. Etap buntu na system mam już za sobą. Przyszła kolej na jakiś dziwny smutek. Może to od tego czekania. Znużenia czekaniem. A może podgryza mnie poczucie winy, że to przez moje naukowe ideały nie może być mowy o prywatnym przedszkolu? Może to za wcześnie, żeby już trzeciego przesądzać, jaki będzie, ale na razie to mi się ten wrzesień wcale nie podoba.