czwartek, 31 stycznia 2013

Przepis.



 Zima. Bunt Dwulatki. Czasem mąż (ależ ze mnie dyplomata :)). Oporne studenciaki. Brak kasy. Zbędnych kilogramów trzy tony. Pranie. Prasowanie. Rozwieszanie. Zmywanie. Gotowanie. Co robić, żeby nie zwariować? Co robić, kiedy wszystko wkurza?
Na ogół pomaga joga. Czekolada z orzechami lub, ostatnimi czasy, milka z karmelem (aaaa!). Czytanie lub słuchanie książek. Wszystko byłoby git, gdyby nie wymuszona wyjazdem instruktorki przerwa w jodze. Wiem, mogę ćwiczyć w domu. Jednak obawa przed tym, że szanowny małżonek pęknie ze śmiechu, widząc mnie w pozycji krowy czy innego węża, sprawiła, że musiałam chwilowo znaleźć substytut. Jaki? Nazywam to "popołudniową rundką odstresowującą". Możecie się śmiać. Bo to nie żaden wypad do kosmetyczki ani na kawę. To powolne popołudniowe zakupy. Z dużym naciskiem na powolne. Takie, które pozwalają na zastanowienie się, czy wolę ogórki szklarniowe czy gruntowe, zamiast biegu za Papasiątkiem, które już w koszyku ma 5 serków, 3 paczki chrupek i 4 jajka z niespodzianką.  Takie, które pozwalają na pogadanie o pierdołach z ekspedientką, na wstąpienie do osiedlowego sh i przymierzenie sukienki w groszki. Bez biegu. Wiecie, że działa? Rodzina też jest zadowolona. Gorąco polecam. To prosty przepis na już.


wtorek, 29 stycznia 2013

Nie całkiem żart... i nie całkiem śmieszny


Nie będę się Was nawet pytać, jakie są Wasze skojarzenia z hasłem "doktorant". To oczywiste. Bieda. Kiedy decydowałam się na rozpoczęcie studiów trzeciego stopnia, byłam tego w pełni świadoma. Wiedziałam, że to nie sposób na utrzymanie. Z resztą, wtedy pracowałam. Poza tym, innych powodów, by robić doktorat było mnóstwo. Wystarczyłoby ich na cały kolejny post. Przygotowałam się mentalnie na to, że ze strony uczelni w ciągu tych czterech lat nie dostanę wiele. Mam świetnego promotora. Jego wiedza, doświadczenie, wsparcie- jak dla mnie są nieocenione. Staram się więc nie angażować w walkę doktorantów  o lepszy byt. Nie toczę dyskusji na forach, nie wysyłam petycji i, uwierzcie, nie narzekam, że mi źle. Jednak przywileje i stypendia to jedno, a zapłata za wykonaną pracę to zupełnie co innego. Teraz jestem na czwartym roku studiów, a jednocześnie na urlopie wychowawczym. Prowadzę zajęcia ze studentami, by choć trochę wesprzeć domowy budżet. Skończył się kolejny semestr, a w mojej skrzynce pojawia się mail z sekretariatu rodzimego instytutu: 
 
"...Na koniec wiadomość dla osób, które podpisywały umowy za zajęcia prowadzone na studiach stacjonarnych za I semestr. Niestety w lutym nie zostaną wypłacone wynagrodzenia, ponieważ Pan Rektor nie zgodził się na stosowane przez nas stawki. Jeszcze Pan Dyrektor będzie walczył, ale uprzedzam, że niestety wypłaty za te zajęcia nie będzie i być może będzie trzeba je zmieniać"

Żart?

wtorek, 22 stycznia 2013

Poranna dawka humoru

Obserwuję tę swoją córę znad porannej kawy. Jednym okiem, bo to taki dzień, kiedy mi się powieki nie chcą poodklejać jedna od drugiej. Staję się przy okazji zdeklarowaną natywistką. Patrzę i myślę: wykapany tatuś. Nie usiedzi toto długo w jednym miejscu. A żarty się obojga wyjątkowo trzymają. Już sobie wyobrażam te psikusy, które mi będą robić, jak mała podrośnie. Strach się bać. Córce humor się wyostrza z dnia na dzień.
Ogląda bajkę, jak gdyby nigdy nic, po chwili wypala:

- Popatrz, mama! Sowa! Zupełnie jak ty.
- Jak ja? A co ja mam podobnego do sowy?-pytam zdziwiona.
- Jak to co? Sierść - oznajmia i śmieje się w głos.

No, wykapany tatuś.

sobota, 19 stycznia 2013

Plątanina

Jaki był ten tydzień? POSPIESZNY. Pospiesznie podejmowane decyzje (nie, nie te życiowe). Pospieszne autobusy. Pospiesznie przemierzane ośnieżone chodniki.
Ruszyłam z kolejną turą badań do doktoratu. Co to oznacza? "Pobyt" w zakładzie karnym. Tęsknotę za Lenonem. Podekscytowanie, że działam. Że się dzieje. Historie przebywających w ZK kobiet- fascynujące i przerażające zarazem. Historie przemocy i walki. Historie bezradności lub brutalnych wyborów. Rodziny oczekujące na widzenie. Konkubiny, kobiety w ciąży, dzieci, starzejące się matki i kumple z marginesu. Strażnicy. Pełna instytucjonalizacja. Ciekawość. Dociekliwość. Pewność. Zadowolenie.
Istna plątanina  doznań i przemyśleń. 
Teraz odpoczywam. 

p.s.: Od razu uspokajam- u nas też leży śnieg.  Zdjęcia, odnalezione w zakamarkach telefonu, rozczuliły mnie nie na żarty.



wtorek, 15 stycznia 2013

Okularnica

Mama Leny jest okularnicą. Z małymi przerwami na szkła kontaktowe. Okulary lubi. Z chęcią by je kolekcjonowała i zmieniała jak rękawiczki (Swoją drogą, to ciekawe, że zjawisko dotyczy tylko okularów korekcyjnych, nie przeciwsłonecznych). W okularach spędza większość dnia- czyta, ogląda tv i grzebie w komputerze. Nic dziwnego, że bywają takie dni, że Lena przed czytaniem książeczki stanowczo oznajmia: "Nie będę czytać bez okularów! Bez nich nie widzę!" A wygląda to tak:




W takich momentach widać wyraźnie, jaki wpływ mamy na siebie nawzajem. Tak, ja na nią, a ona na mnie. Ogromny.

czwartek, 10 stycznia 2013

Lenon i klocki


Zobaczone w bajce. W trakcie świątecznego wyjazdu. W oryginale były kolorowe (hm.. wręcz pstrokate) i posłużyły Myszce Miki do zmierzenia długości szyi żyrafy. Błyskawicznie skradły lenusiakowe serce. Błyskawicznie (i nieco nieopatrznie) zostały przeto obiecane jej przez dziadka. Sześciany z cyframi. Dziadek nawet nie przypuszczał, jakie wyzwanie go czeka. Okres świąteczny. Mała miejscowość. Cztery sklepy z zabawkami na krzyż. Makabra. Choć, w sumie, wydaje mi się, że dziadek znosił niepowodzenie w poszukiwaniach gorzej niż Lena :) Ostatecznie, z pomocą przyszło allegro. Dziadkowy honor ocalony! Lena wniebowzięta. Liczy. Układa wieże. Ja też je uwielbiam. Takie są... surowe. Lena jeszcze o tym nie wie, ale...mam w planach podobne, z literami. 

Klocuchy z cyframi tu
Klocuchy z literami i cyframi: tu


poniedziałek, 7 stycznia 2013

Luuduu, randka!

Tak zwany dzień bezdzietny. Nie, nie jakoś szczególnie wyczekiwany. Koszmarnie zepsute świątecznym pobytem u jednych dziadków dziecko stacjonuje przez dwa dni u dziadków numer dwa. Pozwolę sobie nie snuć domysłów, jak zepsute wróci jutro.
Jak zaczęłam dzień? Szczerze? Z kubkiem kawy w ręku posnułam się nieco w pidżamie, oceniając jednocześnie rozmiary zabałaganienia naszego mieszkania. Potem - sprzątanie. Baaardzo przyjemne. Nie zwariowałam! Uwielbiam zainteresowanie Lenuśki porządkami, aczkolwiek te samodzielne są nieco bardziej efektywne i sprawniejsze. A porządek, ten to jest dopiero cholernie przyjemny! Przechadzałam się potem kilkukrotnie po pokoju i nie potknęłam się o żadną zabawkę. Żadną. Miło.
Co potem? Pogrzebałam trochę w literaturze fachowej, wykonałam zaległe telefony, umówiłam uczelniane spotkania. Następnie zdałam sobie sprawę, że mam randkę. Randkę mam! No jasne, że z mężem. Wspólne wyjście na obiad. Potem wino. Wino w cudnie posprzątanym mieszkaniu. Fajny dzień.

czwartek, 3 stycznia 2013

Noworoczny Mix Przebojów

Nowy Rok zastał nas w tym roku jakoś tak... niespodziewanie. Do tej pory czujemy pewne zagubienie :) Gdzieś pomiędzy ogarnianiem powyjazdowego rozgardiaszu i ustalaniem najbliższych rodzicielskich oraz uczelnianych wyzwań (a okazuje się, że będzie ich całkiem sporo) znalazłam czas na małe wspominki. Zrobiliśmy w 2012 tuziny zdjęć. Tuziny. Ta liczba równa się w przybliżeniu ilości przeżytych w towarzystwie Lenona mniej lub bardziej  przełomowych momentów. Z tej masy skleciłam dla Was mały mix noworoczny. Proszę się nie doszukiwać w nim jakiegoś szczególnego klucza. Łączy je tylko to, że wszystkie chcę Wam pokazać. Wystarczający powód, prawda?