poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Raport z obchodów, cz. 1. Miniaturowy świat.

Do oficjalnej imprezy zostało Nam 5 krótkich dni (ba! dla próbującej ogarnąć wszystko organizatorki będą one szczególnie krótkie). Doświadczenie podpowiada też, że niedługo trwać będzie i sam dzień urodzin, dlatego, żeby nie ominąć żadnej z pomyślanej przez przejętych rodziców atrakcji, trzeba było rozpocząć świętowanie aż tydzień wcześniej. Tata Misiek zabrał nas na urodzinową wycieczkę do miniaturowego świata, niecałe 50 km od Krakowa. Mowa tu o Parku Miniatur w Inwałdzie (więcej informacji tu: klik klik ).



Bawiliśmy się świetnie, mimo kilku małych zgrzytów. Park jest świetnie zaaranżowany, pełen zieleni i kwiatów, mostków, z których obserwować można oczka wodne z rybkami i mini wodospady (Lena poświęciła im szczególnie dużo uwagi, trochę zawiedziona, że tych rybek pływających na wyciągnięcie ręki nie można złapać). 


W zminiaturyzowanej wersji obejrzeć można budowle z całego świata, jest też cześć poświęcona różnym zakątkom Polski. To chyba oczywiste, że najbardziej zaabsorbował nas w tej okolicy Wawel oraz fragment zamojskiej starówki. I tu wypada wspomnieć o tym, co nam najbardziej przeszkadzało. Niemal wszystkie miniaturowe budynki oddzielone są od zwiedzających płotkami. Możecie sobie tylko wyobrazić zawód Leny pragnącej dotknąć miniaturowych rzeźb na Placu św.Marka czy chociażby przyjrzeć się z bliska poznanemu z oddali zamojskiemu Ratuszowi, kiedy trafiała na ten wstrętny ograniczający płotek. Przy Wawelu złamaliśmy przepisy (a dokładniej ja- wstrętna Matka) i pozwoliliśmy naszemu Dziecku na dokładną, bliską eksplorację. 
 

Rozumiem dokładnie, co kierowało twórcami parku. Rozumiem, że znaleźliby się chętni, by coś na tych małych budyneczkach napisać, skrobnąć sobie malutką wieżyczkę na pamiątkę lub w inny sposób zniszczyć tę kosztowną inwestycję, jednak MAM NIEDOSYT. I wiem, że Lena też. Mimo wszystko, uważamy wyjazd za szczególnie udany. Solenizantka zrekompensowała sobie niedostatki dotykalskie kilkoma (a może kilkunastoma) rundkami na znajdującej się na terenie parku karuzeli (przejazdy są darmowe, wliczone w cenę biletu) oraz gałeczką sorbetu pomarańczowego.

 

Po zwiedzaniu Parku Miniatur przenieśliśmy się w realia średniowieczne do położonej nieopodal Warowni. Ta wizyta zasługuje jednak na odrębny wpis, więc muszę w tym miejscu poprosić o cierpliwość. 

Na koniec, tradycyjnie, fotorelacja. 




 



2 komentarze:

  1. no i jak, no i co? ja w rozjazdach, wracam a tu CISZA!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zmobilizowana- naprawiłam błąd:)Czekam też na Twoją relację:)

      Usuń