piątek, 1 listopada 2013

lepiej późno niż wcale- spajdej! EDIT

Już myślałam, że nie dam rady! ale się spięłam! Lusesita, by mi się chyba śnić zaczęła w innym wypadku:)


Przy okazji zbierania materiałów, zdałam sobie sprawę, ile czasu spędzam w komunikacji miejskiej, tudzież na przystankach. KOSZMAR! W zasadzie większość zdjęć powinno prezentować specyficzną i barwną brać pasażerską, jednak skupia się na głównej,  nie mniej kolorowej towarzyszce mojej codzienności. Zdjęcia zamieszczam bez opisów, puśćcie wodze fantazji, jak rasowi podglądacze. Uzupełnię opisy jutro, zobaczymy, kogo NOS nie zawiedzie. (uzupełniam po-pojutrze...nikt nie zauważył, prawda?)

Prezentowane "wydarzenia" to mix ostatniej środy i czwartku. Mix ten doskonale zbiera główne elementy naszej codzienności.
8:00 lub nieco po, stawiamy się na przystanku MPK niedaleko naszego bloku, dokładna pora zależy od poziomu skomplikowania wyborów ubraniowych Leny. "Cy to jest w moim stylu, mamusiu?" "Cy to pasiuje?". Tak, wstajemy wcześniej. Pijam poranną kawę. Jednak przez to, że jednocześnie jedną ręką robię "staranny" make up, a do tego jednym z oczu zerkam na "styl" Leny, foto już nie dałam rady cyknąć. 



Atrakcją z godziny 11:00 były tym razem zajęcia ze studentami. Zazwyczaj takie atrakcje miewam wieczorami. Lub w weekendy. Przeszło mi przez myśl, żeby sfotografować ich miny, obrazujące niebywałe zaangażowanie i chęć chłonięcia wiedzy, ale...jakoś...powstrzymałam się. W zasadzie można byłoby też odnieść wrażenie, że pracuję w przechowalni bagażu, bo studenciaki, jak jeden mąż, stawiły się z torbami podróżnymi i wydawali się gotowi do startu przez całe zajęcia.
O 14:00 podróżowałam. MPK. Nie na Seszele. Na osiedle. Obserwowałam współpasażerów, co tu ukrywać, głównie z powodu braku książki do czytania.

Nieco później, koło 15, wpadłam w szał zakupów. A Lena w szał podgryzania buły.
 

Tajemnicze zdjęcie z godziny 15:30 oznacza, ni mniej nie więcej, przygotowania do obiadu.  W moździerzu znalazły się ziarna sezamu, siemię lniane i odrobinka soli, uprzednio uprażone na suchej patelni, w skrócie gomasio. Moje dziecko posypuje tą mieszanką WSZYSTKO. Ja również. W czwartek posypane zostało tagiatelle z szynką i szpinakiem.






O 16:30 zajęte nakładaniem obiadu Panie Domu słyszą zazwyczaj pukanie do drzwi. To Pan Domu. Zdjęcie obrazuje tradycyjny sposób powitania. SZAŁ.
Kiedy Pan Domu już się nasyci i nabierze sił, kontynuuje wariacje z córką. W domu lub poza. Pani Domu czmycha wtedy w cichy kącik i czyta...literaturę psychologiczną.
 
O 18:00, kiedy rodzice na ogół przejawiają rozpaczliwą chęć NICNIEROBIENIA, dziecko jest wciąż na etapie szczytowej aktywności. Ma wtedy okazję połobuzować z kuzynem. Pobałaganić u niego. Popiszczeć U NIEGO. Tym samym, jest to pora, kiedy odpoczywają głównie nasi sąsiedzi. Po wizycie u kuzyna następuje u Córy mały i chwilowy spadek formy. To czas na bajkę. Trzeba w końcu nabrać sił, żeby przed spaniem jeszcze dać rodzicom do wiwatu, nie?:)


 

Około 20:00 (20:00!!!!) po obowiązkowej książeczce, w porywach do trzech, latorośl udaje się na odpoczynek. Zanim zamknie oczy przypomina sobie zazwyczaj, że chce: PIĆ, JEŚĆ, JESZCZE JEDNĄ KSIĄŻECZKĘ lub INNĄ PIŻAMKĘ. Rodzice, widząc już oczyma duszy, upragniony odpoczynek są łagodni jak baranki i krzyki "MAMOOOOOO" "TATOOOOOO" znoszą nad wyraz cierpliwie. Kiedy krzyki ustaną, oddają się nieskomplikowanym i wymagającym minimum ruchu rozrywkom dla RAMOLI:)

W przyszłym miesiącu obiecuję poprawę. Lucy, zaspokoiłam Twą ciekawość? Darujesz, że tak ostatniego dnia?

4 komentarze:

  1. ja jednak poproszę o słowne roszerzenie

    OdpowiedzUsuń
  2. To jestem zaintrygowana- w szczególności cóż to o 15:30 :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Serdecznie zapraszam do udziału w naszym projekcie "Kosmiczny listopad". Będzie nam bardzo miło, jeśli dołączycie :)
    Pozdrawiam,
    Ania - zmaluchami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień pełen dzieci i ciepła. Ciekawa też jestem, co było do jedzenia..
    fajnie, że tyle czasu dla córy masz! :)

    OdpowiedzUsuń