Grzebałam. Dłubałam. Wycinałam. Przycinałam. Docinałam. Wreszcie zszywałam i zszywałam i zszywałam. Cały czas w głowie mi dudniło- spełniam marzenie, no może marzonko, jedno tycie marzonko. Przeokropnie dumna pokazałam efekt mężowi: "Ooo rasta koń! To rasta koń!"- rzekł ze śmiechem. A to wcale nie miał być koń! No dobra- włosy ze sznurka, prawie jak dready. Ok. No, może niezbyt szlachetny profil. Ale żeby od razu koń?! :) Niezły dowcipniś! Ma szczęście, że go kocham.
Mam na koncie już kilka pacynek dla Leny. Taką poczyniłam po raz pierwszy.
osz Ty, Marlo! mój ewkowy zając to normalnie pokraka przy Twoim dziele (a ile ja się naprzeklinałam wtedy! :D)!
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej nikt Ci nie powiedział, że Twój zając to koń!:)a dlaczego się nim wcale nie pochwaliłaś ja się pytam? chyba, że gdzieś przeoczyłam...
Usuńhttp://www.fotolog.com/pstrykizfabryki/65396325/
UsuńPS dawaj lepiej foto, jak bawiłaś się w księgarnię!
teraz sobie przypominam, ależ to daaawno byłoooo! czaderska Królikowa, wyluzuuuj:) średniowieczne foto z Marlą-księgarką prześlę niezwłocznie po zeskanowaniu:)
UsuńRasta tak, ale z koniem mi się nie skojarzyło:)
OdpowiedzUsuńZającowaty zając, jakby nie patrzeć, i uroczy na dodatek:)
oo dzięki! mój mąż się nie zna i już:P
Usuń