Zamiłowanie do podróży autobusem nie osłabło u Lenki ani trochę. To obojętne dokąd, obojętne ile przystanków mamy przejechać - zawsze biegnie na przystanek jak na skrzydłach.
Podbiega do rozpiski z godzinami odjazdów, staje na palcach (i choć wciąż do niej nie dosięga) - patrzy, patrzy, patrzy i wykrzykuje: "Mamy o jedenastej pięć!". Następnie siada na ławeczce i co chwilę pyta: "Jedzie już? Mama, jedzie?"
Kiedy autobus "w końcu" przyjedzie, mości się na upatrzonym od wejścia siedzeniu i czeka. Czeka na naszą kolejną małą przygodę. Czasem jest to lektura zabranej do plecaka książeczki. Czasem rozmowa z małym lub dużym współpasażerem. Czasem analiza wyposażenia autobusu...
Dziś w trakcie oczekiwania na podróż powrotną do domu oznajmiła tajniackim szeptem: "Mamusiu, muszę uciekać, jakiś mikrus (!!!) mnie goni. Niedługo wrócę, ty tu czekaj." Po czym, dostrzegłszy moją niepewną minę, dodała: "Wyluzuj, chce tylko popatrzeć na gołąbki!". Przygoda! Przygoda!
chyba Was znielubię za te rajstopy! ;)
OdpowiedzUsuńPS my jesteśmy pociągowo-tramwajowe! obie!
tramwajom mówimy zdecydowane i głośnie TAK! TAK!
Usuńrajstopowy bzik! w okolicach soboty niewykluczona wizyta w calze...