Długo wahałam się, czy opatrzyć relację z dzisiejszego dnia słowami. Początkowo, miały się tu znaleźć same zdjęcia. Niedzielę, słoneczną jak marzenie, w większości spędziliśmy w pobliskim parku. Mamy w domu trzy tony liści w kolorach jesieni i pół tony szyszek. Ilości iście hurtowe. Mieliśmy także tonę kasztanów, lecz z nich powstały jesienne ludki. Kasztaniaki właśnie przesądziły sprawę. Tworząc kasztanowo-żołędziowe stwory, zastanawialiśmy się, jak przedszkolaki i dzieciaki z podstawówek dają radę je konstruować. Nam, szczerze, sprawiało to dużą trudność, a do tych wątłych i niedożywionych zdecydowanie nie należymy. Chodzi oczywiście o wbijanie w kasztanowe cielska wykałaczkowych, względnie zapałkowych kończyn. Ma-sak-ra! Wy też tak macie? Bądź co bądź, kasztaniaki prezentują się imponująco. Fantazja nas poniosła.
Fotorelacja poniżej.
no było Wam cudnie :)
OdpowiedzUsuńfakt!:)
Usuńa kasztaniaki to gdzie?
OdpowiedzUsuńPS ja bez młotka i gwoździa do robienia dziurek do kasztanów nie podchodzę :)
pojawiły się i kasztaniaki:)tak się przy nich spracowałam, że początkowo zapomniałam:)
UsuńPiękna kiecka! Tak z wbijaniem zapałek zawsze był kłopot, łamało się to to na potęgę, aż do dnia, w którym zaczęłam nadziewać kasztany najpierw na gwóźdź. Potem już szło gładko :)
OdpowiedzUsuńdzięki, sama ją uwielbiam:)w przyszłym roku już będziemy wprawieni i pójdzie lepiej :)
Usuńo-ja-cie-pierdzielę jakie profesjonalne stwory! szacun!
OdpowiedzUsuńi ta kurtka z łupinki! aaaa
OdpowiedzUsuńnie będę Ci tu ściemniać, najlepsze pomysły miał w tej dziedzinie Tata Michał, kurtka to jego sprawka:) ale, ale- za to żyrafa to moje dzieło:)
Usuń